Forum www.kurszastepowych.fora.pl Strona Główna
Home FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj


Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kurszastepowych.fora.pl Strona Główna -> Forum ogólne. -> FABUŁA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ania_Ch




Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:46, 05 Kwi 2008    Temat postu: FABUŁA

Dla tych, którzy chcą sobie przypomnieć, co działo się ostatnimi czasy u strzelca Andrzeja zamieszczam kolejne odcinki naszej baśni.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania_Ch




Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:47, 05 Kwi 2008    Temat postu:

W pewnym państwie żył sobie car. Był kawalerem, bo jakoś nie udało mu się znaleźć odpowiedniej żony. Miał ten car strzelca o imieniu Andrzej.
Pewnego razu wybrał się strzelec Andrzej na polowanie. Chodził cały boży dzień po lesie, ale nie miał szczęścia i niczego nie ustrzelił. Pod wieczór postanowił wracać do domu. Idzie niewesół, idzie, nagle patrzy – na drzewie siedzi synogarlica
„No cóż, trudno – myśli sobie strzelec – chociaż tę mizerotę upoluję!”
Strzelił i trafił, spadła ranna synogarlica z drzewa na ziemię. Podniósł Andrzej ptaszka, chciał już łepek ukręcić, do torby schować, gdy wtem odezwała się synogarlica ludzkim głosem:
- Oszczędź mnie, strzelcze, nie zabijaj! Zabierz mnie lepiej do domu, posadź przy okienku, a sam czuwaj. Gdy senność mnie ogarnie, uderz na odlew prawą ręką, s potka cię wielkie szczęście.
Zdziwił się Andrzej – niby ptak, a przemawia ludzkim głosem. Przyniósł synogarlicę do domu, posadził na okienku, a sam stanął obok i czeka, co będzie dalej.
Minęło czasu mało wiele, schował ptaszek główkę pod skrzydełko i zadrzemał. Przypomniał sobie Andrzej, co synogarlica mu przykazała i uderzył na odlew prawą ręką. Upadła synogarlica na ziemią i zamieniła się w Marię –carównę, najpiękniejsza z pięknych.
Powiada Maria-carówna do strzelca:
- Potrafiłeś mnie zdobyć, a teraz dobrze mnie pilnuj, ja zaś będę ci wierną i kochającą żoną.
I tak też się stało. urządzili wesele i żyli sobie w szczęściu i spokoju. Nie zapominał, rzecz jasna, Andrzej o swoich obowiązkach: co rano szedł do lasu, polował na zwierzynę, a zdobycz zanosił do carskiej kuchni.
Pewnego razu powiada Maria do męża:
- Coś biednie żyjemy, Andrzeju!
- Co poradzisz, widać tak być musi.
- Nie musi. Pożycz lepiej od kogoś sto rubli, kup różnokolorowego jedwabiu, a ja coś wymyślę.
Posłuchał Andrzej żony, poszedł do kolegów, u kogo rubla pożyczył, u kogo dwa, nakupił jedwabiu i przyniósł do domu. Ucieszyła się Maria i mówi:
- Kładź się spać, jutro zobaczymy, co dalej.
Położył się Andrzej, a Maria-carówna zabrała się do tkania. Całą noc pracowała i utkała dywan, jakiego ludzkie oko nigdy nie oglądało: całe carstwo na nim jest – i miasta i wioski, i lasy z polami, i ptaki w chmurach latające, i zwierzęta w lasach polujące, i ryby w wodach pluskające, a na niebie słońce i księżyc krążące...
Rankiem budzi Maria męża i powiada:
- Zanieś dywan na targ i sprzedaj kupcom. O jednym tylko pamiętaj – nie wolno ci podać ceny, bierz, ile sami dadzą.
Wziął Andrzej dywan, przewiesił go przez rękę i poszedł na targ. Przechadza się między kramami, a tu podbiega do niego kupiec i pyta:
- Ile żądasz, dobry człowieku, za swój dywan?
- Ty jesteś kupcem, więc sam wyznacz cenę.
Myśli kupiec, myśli, nijak nie potrafi wycenić dywanu. Podszedł do niego drugi kupiec, za nim trzeci – po chwili cały tłum się zebrał. Stoi chmara kupców, podziwiają dywan, ze wszystkich stron oglądają, ale ceny właściwej nikt podać nie potrafi.
Akurat przejeżdżał przez targ carski minister. Straszna go ciekawość wzięła, co to za zbiegowisko. Wysiadł z karety, przepchnął się przez ciżbę ii pyta:
- Witajcie kupcy i goście zza morza! O co się tak sprzeczacie?
- Ano sprawy tak się mają, że nie potrafimy wycenić dywanu.
Spojrzał carski minister na dywan i osłupiał.
- Powiedz strzelcze, prawdę, skąd masz ten dziw nad dziwy?
- To moja żona utkała.
- A ile chcesz za niego?
- Sam nie wiem. Żona zabroniła mi się targować: ile dadzą, tyle mam wziąć – przykazała.
- Skoro tak, to masz tu, strzelcze, dziesięć tysięcy.
Wziął Andrzej pieniądze, oddał dywan i do domu wrócił. A minister prościutko do cara pojechał.
Spojrzał car na dywan, zobaczył swoje carstwo, jak na dłoni i aż krzyknął z zachwytu:
- Rób co chcesz, ale dywanu ci nie oddam!
I kazał ministrowi wypłacić dwadzieścia tysięcy. Przyjął minister pieniądze i pomyślał: „Mała strata, zamówię sobie ładniejszy!”
Wrócił do karety i pojechał za miasto. Odnalazł chatkę strzelca i zapukał do drzwi. Otworzyła mu Maria-carówna. Przeniósł minister jedną nogę przez próg i zastygł w osłupieniu, o bożym świecie zapomniał. Tak go poraziła uroda dziewczyny, że rad by całe życie oczu z niej nie spuszczać.
Maria- carówna czekała, czekała, wreszcie straciła cierpliwość i wypchnęła ministra za drzwi. Z wielkim trudem przyszedł do siebie, z żalem powlókł się do domu. Od tej chwili przestał jeść i pić, wciąż tylko myślał o żonie strzelca.
Zauważył to car:
-Co ci jest?- pyta – Co cię tak gryzie?
Minister na to:
- Widziałem żonę pewnego strzelca i od tej pory nie mogę zaznać spokoju. Ciągle ją widzę i zapomnieć nijak nie mogę.
Zapragnął car zobaczyć tę ślicznotkę. Przebrał się za zwykłego chłopa, pojechał za miasto, znalazł chatkę Andrzeja i do drzwi zapukał. Otworzyła drzwi Maria-carówna. Skamieniał car na progu – nigdy takiej piękności nie widział. Stoi i oczy wybałusza, języka w gębie zapomniał.
Maria carówna czekała, czekała, wreszcie jej się znudziło i zatrzasnęła drzwi carowi przed nosem.
Wrócił car do pałacu i postanowił podstępem odebrać strzelcowi zonę. Wzywa ministra i powiada:
- Musisz znaleźć sposób na pozbycie się strzelca Andrzeja. Chcę sobie wziąć jego żonę. Pomożesz – sowicie wynagrodzę, jak nie – zetnę głowę.
Wrócił minister do domu, chodził z kąta w kąt, ale nic mu do głowy nie przychodzi. Z tej zgryzoty postanowił napić się wina w karczmie.
Przysiadł się do niego pijaczyna w podartym kaftanie i pyta:
- Czemuś taki markotny, carski ministrze?
- Idź do diabła, pijanico!
- Nie odpędzaj mnie, lepiej ugość szklanicą wina, a ja już znajdę sposób na twój frasunek.
Kazał minister podać wina i opowiedział o swoim zmartwieniu.
Powiada mu obdartus:
- Pozbyć się strzelca Andrzeja to żadna sztuka. Zwykły z niego strzelec, tyle, że żonę ma mądrą. Ale wymyślimy taki podstęp, że i ona nie poradzi. Wracaj do cara i tak mu powiedz: niech pośle Andrzeja na tamtem świat, żeby sprawdził, co porabia świętej pamięci carski ojczulek. A stamtąd już się nie wraca.
Podziękował minister za radę i pobiegł co sił w nogach do pałacu.
- Wiem już, jak można się pozbyć strzelca Andrzeja!
I powiedział, co należy zrobić. Ucieszył się car i kazał wezwać strzelca.
- No, Andrzeju, służyłeś mi jak dotąd wiernie, spełnij więc jedno moje życzenie. Zajdź na tamten świat i dowiedz się, co porabia mój ojczulek. Jeśli tego nie uczynisz, skrócę cię o głowę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania_Ch




Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:48, 05 Kwi 2008    Temat postu:

Wrócił Andrzej do domu, usiadł na ławie, głowę zwiesił. Pyta go Maria-carówna:
- Czemuś taki smutny? Co cię dręczy?
Opowiedział jej Andrzej o rozkazie cara.
- Nie ma się czym martwić!- Maria na to.- To dziecinnie proste, najgorsze jeszcze przed tobą. A teraz kładź się spać, rankiem pomyślimy, co dalej.
Następnego dnia, ledwie się Andrzej obudził, wręcza mu Maria-carówna worek z sucharami i złoty pierścionek.
- Idź teraz do cara i proś, żeby ci dał do towarzystwa swojego ministra. Inaczej nikt ci nie uwierzy, że byłeś na tamtym świecie. A kiedy znajdziecie się na gościńcu, rzuć przed siebie pierścień, on ci wskaże drogę.
Zawiesił Andrzej worek na ramieniu, wziął pierścionek, czule pożegnał się z żoną i poszedł do cara prosić o towarzysza podróży.
Cóż było robić, musiał car się zgodzić. Kazał ministrowi powędrować z Andrzejem na tamten świat.
Wyszli dwaj podróżnicy na gościniec. Rzucił Andrzej pierścień na ziemię i pierścień się potoczył. Idzie Andrzej w ślad za nim przez pola szerokie, bagniska głębokie, przez lasy nieprzebyte, przez rzeki i jeziora, a tuz za nim rad nierad wlecze się carski minister.
Zmęczą się marszem, przysiądą na chwilkę, pojedzą sucharów i dalej w drogę.
Wędrowali tak, wędrowali, aż trafili do gęstego, ciemnego lasu, do głębokiego wąwozu i tu pierścionek się zatrzymał.
Usiedli obaj podróżnicy na pieńku, żeby się posilić i trochę odsapnąć. Nagle patrzą – jedzie wielgachny wóz z drzewem, ciągnie go carski ojczulek, a dwa diabły poganiają go kijami – jeden z prawej, drugi z lewej strony.
Mówi Andrzej:
- Popatrz no, czy mnie wzrok nie myli, czy to nie ojczulek naszego cara?
- A jakże, to on we własnej osobie!
Zawołał strzelec do diabłów:
- Hej, szanowni czarci! Zwolnijcie na chwilę tego nieboszczyka, musze go o coś zapytać.
Diabli na to:
- Nie mamy czasu, robota pilna, Kogo do wozu zaprzęgniemy, może ciebie?
- A weźcie sobie tego tutaj pomocnika.
Zwolnili diabli starego cara, na jego miejsce zaprzęgli carskiego ministra i nuże go z obu stron kijami poganiać. Miota się minister, ale ciągnie.
Zaczął wypytywać Andrzej starego cara, jak mu się żyje.
- Ach, strzelcze Andrzeju – rzecze car – nie da się opowiedzieć, jak bardzo cierpię! Pokłoń się ode mnie mojemu synkowi i powiedz, że mu zabraniam ludzi krzywdzić, bo tez tu trafi.
Ledwie zdążył to powiedzieć, juz diabli wrócili z pustym wozem. Pożegnał się Andrzej ze starym carem, zabrał ministra i ruszyli w drogę powrotną.
Przyszli do rodzinnego kraju, meldują się w pałacu. Zobaczył car strzelca i zatrząsł się ze złości:
- Jak śmiałeś tutaj wrócić!
- Ano, zadanie wykonałem – powiada Andrzej – byłem u nieboszczyka ojca twojego na tamtym świecie. Źle mu się wiedzie. Kazał ci się kłaniać i więcej ludzi nie krzywdzić.
- A jak udowodnisz, że byłeś na tamtym świecie i ojca mego widziałeś?
- Tu na grzbiecie carskiego ministra dowód jeszcze widać, przez diabły pałkami namalowany.
Cóż było robić, przekonał się car na własne oczy, że Andrzej prawdę mówi. Musiał strzelca puścić do domu. Sam zaś mówi do ministra:
- Rusz głową, jak się strzelca pozbyć, bo inaczej ją stracisz!
Wyszedł minister z pałacu, ze zgryzoty ledwie nogami powłóczy. Zajrzał do karczmy, zamówił wina. Podbiega do niego obdartus, stary znajomy:
- Cóżeś taki markotny, ministrze? Poczęstuj mnie winem, może w czym pomogę?
Ugościł go minister i opowiedziało swoim frasunku. Pomyślał chwilę obdartus i tak mówi:
- Wracaj do pałacu i powiedz carowi, żeby dał polecenie strzelcowi, które nawet wymyślić trudno, a co dopiero wykonać: niech idzie za siódmą górę, za siódmą rzekę i przyniesie Kota Mruczysława...
Ucieszył się minister, pognał do pałacu. Wzywa car Andrzeja.
- No strzelcze, spełniłeś moje życzenie, spełnij jeszcze jedno: idź za siódmą górę, za siódmą rzekę i przynieś mi Kota Mruczysława. Nie dasz rady – zetnę ci głowę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania_Ch




Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:48, 05 Kwi 2008    Temat postu:

Wrócił strzelec do domu bardzo smutny i opowiedział żonie, co nowego car wymyślił.
- Nie ma się czym martwić! To dziecinnie proste – rzecze na to Maria-carówna – najgorsze jeszcze przed tobą. A teraz kładź się spać, rano coś wymyślimy.
Położył się Andrzej do łóżka, a Maria poszła prosto do kuźni i kazała wykuć kowalom trzy żelazne czapki, obcęgi żelazne i trzy rózgi: żelazną, miedzianą i ołowianą.
Rankiem budzi męża:
- Masztu trzy czapki, obcęgi i rózgi. Ruszaj za siódmą górę, za siódmą rzekę. Kiedy będziesz już blisko, zacznie cię morzyć sen – to Kot Mruczysław będzie chciał cię uśpić. Rób co chcesz - biegaj krzycz, machaj rękami, tylko nie zasypiaj. Zamkniesz oczy, Kot Cię zabije.
I powiedziała Maria strzelcowi, co i jak ma robić, żeby kota złapać. Pocałował Andrzej żonę i ruszył w drogę.
Długo to trwało czy też krótko, dość, że trafił strzelec za siódmą górę, za siódmą rzekę. Kiedy do celu zostały trzy wiorsty, zaczął go morzyć sen. Założył Andrzej trzy żelazne czapki i dalejże krzyczeć, machać rękami, byle tylko nie zasnąć.
Udało mu się pokonać senność. Przeszedł jeszcze kawałek i zobaczył słup wysoki, a na nim Kota Mruczysława.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania_Ch




Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:49, 05 Kwi 2008    Temat postu:

Spostrzegł Kot Andrzeja i jak nie zasyczy, jak nie zamruczy, a potem – hyc! – prosto strzelcowi na głowę! Jedną czapkę rozbił, drugą, już do trzeciej się zabrał! Ale Andrzej, mądra głowa, już złapał kota obcęgami, o ziemię rzucił i dalejże okładać rózgami. Najpierw chłostał żelazną – złamała się, potem smagał miedzianą – i ta pękła, wtedy ołowiana poszła w ruch.
Mocna to rózga, nie łamie się, odskakuje od grzbietu Kota jak sprężyna. Zląkł się Mruczysław, zaczął bajki mruczeć, o królestwach niewidzialnych,, o ludziach nieznanych. Ale Andrzej go nie słucha, sumiennie rózgą wywija.
Widzi Kot, że nie da rady pokonać strzelca. Zaczyna go błagać:
- Nie bij mnie, dobry człowieku, wypuść, z zrobię wszystko, co zechcesz!
- A pójdziesz ze mną?
- Pójdę!
Ruszył Andrzej z Kotem do domu. Przyszli do pałacu, melduje strzelec carowi:
- Polecenie wykonałem, przyprowadziłem Kota Mruczysława.
Zdziwił się car i mówi:
- Kocie Mruczysławie, pokaż jakąś sztuczkę!
Ale Kot już pazury na cara ostrzy, widać zaraz się na niego rzuci.
Wystraszył się car i krzyczy:
- Strzelcze Andrzeju, zrób coś z tym kotem, bo mnie zaraz rozszarpie!
Złapał Andrzej Kota, wsadził do klatki i poszedł do domu, do Marii-carówny. Żyją sobie w zdrowiu, szczęściu i miłości wzajemnej. A cara jeszcze bardziej gniecie zazdrość, wytrzymać już nie może. Wzywa do siebie ministra.
- Rób co chcesz, ale musisz znaleźć sposób na strzelca, bo inaczej własną głową zapłacisz!
Poszedł minister prosto do karczmy, znalazł pijaczynę w podartym kaftanie i o pomoc poprosił. Najpierw wypił obdartus szklanicę wina, wąsy niespiesznie otarł, a potem mówi:
- Idź do cara i powiedz, żeby posłał strzelca nie wiadomo gdzie, po nie wiadomo co. Tego Andrzej do końca swoich dni nie wykona i do domu nie wróci.
Pobiegł minister do pałacu i wszystko carowi powtórzył. Posyła car po strzelca.
- Dobrze się spisałeś, strzelcze, wykonałeś moje dwa polecenia. Wykonaj trzecie, ostatnie: idź nie wiadomo gdzie, przynieś nie wiadomo co. Zrobisz – sowicie wynagrodzę, a jak nie – głowę zetnę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania_Ch




Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:50, 05 Kwi 2008    Temat postu:

Przyszedł Andrzej do domu, usiadł na ławie i gorzko zapłakał. Pyta go Maria-carówna:
- Co ci jest, mój miły? Czemu łzy przelewasz?
- Ach, przez twoją urodę same nieszczęścia mnie spotykają! Kazał mi car iść nie wiadomo gdzie, przynieść nie wiadomo co.
- Tak, to już nie błahostka,to prawdziwe zmartwienie! Ale nic, kładź się spać, rano coś wymyślimy.
Kiedy noc zapadła, otworzyła Maria-carówna czarodziejską księgę, czytała, czytała, ale na próżno – nie było w niej rozwiązania carskiej zagadki. Odłożyła Maria księgę i wyszła na ganek. Wyjęła chusteczkę i machnęła. W jednej chwili przyleciały wszystkie ptaki, przybiegły wszystkie zwierzęta.
Pyta je carówna:
- Zwierzątka leśne, co po kniejach biegacie, ptaszyny niebieskie, co w chmurach latacie – czy nie wiecie, jak dojść nie wiadomo gdzie, żeby przynieść nie wiadomo co?
Odpowiadają jej zwierzątka i ptaki:
- Nie Mario-carówno, nie wiemy.
Machnęła Maria chusteczką, zwierzęta i ptaki zniknęły w jednej chwili, jakby ich w ogóle nie było. Machnęła chusteczką po raz wtóry i stanęły przed nią dwa wielkoludy.
- Jakie są twe życzenia, o pani?
- Słudzy moi wierni, zanieście mnie na środek oceanu.
Wzięły wielkoludy Marię-carównę i zaniosły na sam środek oceanu. Stopy wsparli o dno morskie, stercza ponad wodą jak dwa słupy,a na rękach ich siedzi Maria-carówna. Machnęła Maria chusteczką i wnet przypłynęły ryby i wszelkie morskie żyjątka.
- Rybki i żyjątka miłe, cały ocean dobrze znacie, do wszystkich wysp dopływacie – może wiecie, jak dojść nie wiadomo gdzie, żeby znaleźć nie wiadomo co?
- Nie Mario –carówno, nie wiemy.
Zasępiła się Maria i kazała się odnieść do domu.
Rankiem przygotowała carówna męża do drogi. Włożyła mu do torby kłębek nici i haftowany ręcznik.
- Miły mój, rzuć przed siebie ten oto kłębuszek, on cię poprowadzi. I pamiętaj, żebyś zawsze wycierał się tylko moim ręcznikiem, żadnym innym.
Pożegnał się Andrzej z żoną, pokłonił się czterem stronom świata i poszedł za rogatki miasta. Tam rzucił przed siebie kłębuszek nici, tak jak mu żona kazała. Potoczył się kłębuszek i Andrzej ruszył w ślad za nim.
Długo strzelec wędrował – pół świata przemierzył, wiele krajów zobaczył. A kłębuszek wciąż toczy się i toczy, tylko coraz mniejszy się robi. Gdy stal się prawie niewidoczny, trafił Andrzej do ciemnego boru. Patrzy, a tu stoi chatka na kurzych nóżkach.
- Chatko, chatko! – zawołał. – Obróć się do mnie drzwiami, a do lasu oknami!
Obróciła się chatka, Andrzej wszedł do środka. A tam na ławie siedzi siwa starucha i wełnę przędzie.
- Fu, fu! Człowieka czuję! Zaraz go upiekę w piecu, schrupię, a kosteczki psom na pożarcie rzucę.
Andrzej na to:
- Całkiem żeś zgłupiała, Babo Jago! To już nie wiesz, że człowiek z drogi brudny jest i osmolony? Najpierw przygotuj łaźnię, wyparz i wymyj mnie do czysta, a dopiero potem jedz!
Napaliła Baba Jaga w łaźni. Wymył się Andrzej, wyparzył, a potem wyjął ręcznik od Marii i zaczął się wycierać.
Zobaczyła to Baba Jaga i pyta:
- Skąd masz ten ręcznik? Moja córka go wyszywała.
-Twoja córka jest moją żoną i sama mi go dała.
- Ach, zięciulku drogi, czymże mam cię ugościć?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania_Ch




Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:50, 05 Kwi 2008    Temat postu:

Zakrzątnęła się Baba Jaga, przygotowała kolację co się zowie, od jadła i wina stół się uginał. Nie namyślał się długo Andrzej – za stołem usiadł i pałaszuje ile wlezie. A Baba Jaga obok przysiadła i wypytuje: jak się z Marią-carówną ożenił i jak go car posłał nie wiadomo gdzie, po nie wiadomo co.
- Pomogłabyś, babciu!
- Ach, zięciulku drogi, nawet o czymś takim nie słyszałam. Ale wiem, kto mógłby ci pomóc – na bagnach od trzystu lat mieszka stara ropucha, ona może coś wiedzieć... Pomyślimy o tym jutro, teraz kładź się spać.
Położył się Andrzej, a Baba Jaga dosiadła miotły i poleciała do bagniska.
- Babo – ropucho – zawołała- jeszcze żyjesz?
- Żyję.
- To wyjdź z błota.
Wylazła stara ropucha, a Baba Jaga ją pyta:
- Nie wiesz przypadkiem, jak dojść nie wiadomo gdzie i znaleźć nie wiadomo co?
- Wiem.
- To powiedz, poratuj w biedzie! Okrutny car posłał tak mojego zięcia, bo chce się go pozbyć i córkę moją zabrać.
Ropucha na to:
- Chętnie bym go zaprowadziła, ale bardzo jestem stara i sił mi brak. Jeśli twój zięć doniesie mnie w ciepłym mleku do ognistej rzeki, to mu pomogę.
Wzięła Baba Jaga ropuchę i poleciała do domu. Nadoiła mleka do dzbana, schowała tam ropuchę i o świcie obudziła Andrzeja.
- Wstawaj, zięciu, ubieraj się. Powiem ci, co masz zrobić. Weź ten dzban z mlekiem, w środku jest ropucha. Wsiadaj na mojego konia, zawiezie cię do ognistej rzeki. Tam wyjmij ropuchę z mleka, a ona powie, co dalej.
Ubrał się Andrzej, wziął dzban, dosiał konia Baby Jagi. Długo to trwało czy krótko, dowiózł go rumak do ognistej rzeki. Burzy się rzeka, strzela w górę płomieniami – ni zwierz ni ptak jej nie przeskoczy.
Powiada ropucha do Andrzeja:
- Wyjmij mnie, dzielny zuchu, trzeba się jakoś przez rzekę przeprawić.
Wyjął strzelec ropuchę, na ziemię puścił.
- No, junaku, a teraz wskakuj mi na grzbiet!
- Coś ty, babciu! Jak usiądę, to cię rozgniotę!
- Nic się nie martw. Siadaj i mocno się trzymaj.
Usiadł Andrzej, a ropucha zaczęła rosnąć. Nadyma się, rośnie – już jest duża jak kopa siana.
- Trzymasz się mocno, zuchu?
- Trzymam się, babciu!
Znowu zaczęła rosnąć i zrobiła się wielka jak stodoła.
- Trzymasz się mocno, zuchu?
- Trzymam się, babciu!
Nadęła się ropucha i zrobiła się wyższa i potężniejsza od ciemnego lasu. Skoczyła i przeniosła Andrzeja przez ognistą rzekę. A na drugim brzegu na powrót stała się maleńka.
- A teraz idź młodzieńcze, tą oto ścieżyną. Na jej końcu znajdziesz ni to chatkę, ni to szopę. Wejdź do środka, schowaj się za piecem, a tam znajdziesz to, czego szukasz.
Ruszył Andrzej dróżką. Idzie, idzie, patrzy – rzeczywiście stoi stara opuszczona chatka bez okien i drzwi. Wszedł do środka i schował się za piecem.
Niewiele czasu minęło, gdy nagle zahuczało, zagrzmiało i do chatki wszedł chłopek malutki jak paznokieć, z brodą na łokieć. Już od progu krzyczy:
- Hej Kumie Naumie, jeść chcę!
Jeszcze nie skończył mówić, a już, nie wiadomo skąd, pojawił się stół, na nim pieczony byk i beczka piwa. Usiadł chłopek za stołem, nożem mięso kraje, czosnkiem przegryza, piwem popija, mlaszcze i chłepcze, że w uszach dzwoni.
Spałaszował byka do ostatniej kosteczki, piwa nie zostawił ani kropeleczki, brodę otarł i zawołał:
- Hej, Kumie Naumie, posprzątaj resztki!
I od razu wszystko zniknęło – i stół, i kosteczki, i beczułka... Zaczekał Andrzej, aż chłopek sobie pójdzie, wyszedł wtedy zza pieca i krzyknął:
- Kumie Naumie, nakarm mnie!
Jeszcze nie skończył, a już stół stoi, od jadła i wina się ugina.
Zasiadł Andrzej za stołem i rzecze:
- Kumie Naumie, bądź moim gościem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kurszastepowych.fora.pl Strona Główna -> Forum ogólne. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

"Blades of Grass" Template by Will Mullis Developer News
Regulamin